Co za dużo to nie zdrowo

Od przybytku głowa nie boli? A właśnie, że może zaboleć. I to nie tylko od przedawkowania kofeiny, ale też kiedy ktoś straci głowę dla swoich atutów, talentów, mocnych stron. Ból może poczuć nie tylko osobisty właściciel głowy, ale i osoby w jego otoczeniu. Kiedy ktoś przegina ze swoimi talentami do ekstremum je rozciagając, tak że w szwach pękają. Elastyczność w różnych odsłonach jest na wagę złota, ale jeśli testujemy gibkość naszych zalet do granic możliwości, zawsze, wszędzie, z każdym, nim się obejrzymy, możemy przegiąć. Przy stole, przy którym siadamy do gry ze swoimi asami, są ludzie. Ze swoją wielkością i małostkowością, ze swoimi emocjami. Czy tego chcemy czy nie. Więc jeśli mamy słabość do swoich mocnych stron, to lepiej szybciej niż później oduczajmy się grania swoimi asami pod korek, żeby nie przedawkować i innych na nasz widok nie mdliło.
Geniusz stand-up’u. Ma błyskotliwy dowcip, ripostami rzuca na zawołanie, sypie z rękawa, komentując czyjeś zachowania i cechy osobowości. Po co to robi? Bo chce błyszczeć? Bo upaja się swoim genialnym żartem? Bo coś go drażni w drugiej osobie? Bo taki ma styl? Wszyscy się śmieją. Jednemu do śmiechu bardziej, drugiemu mniej, a komuś innemu do łez może nawet. Aż przychodzi moment, że ktoś kto się śmiał, przestaje się śmiać, bo się przelało. I próbuje stawiać granice, konkretnie i wprost albo nieśmiało. I co słyszy? „Ty nie masz do siebie dystansu. Weź wyluzuj. Coś z Tobą nie tak!” No przecież to nie mistrz żartu przegiął, to TAMTEN za mało wyluzowany. Z zapałem zdystansowany do siebie geniusz tworzy plan rozwojowy dla drugiej osoby: więcej dystansu i poczucia humoru. A jaki plan na siebie ma? Czasem ma, czasem nie ma. A może Ty jesteś takim mistrzem ceremonii albo uczestniczysz a takim performance? Pewnie, że potrzebujemy mieć do siebie dystans i umieć się z siebie śmiać, ale czy mamy prawo pisać plan rozwojowy dla drugiej osoby? Tak pewnie prościej niż spojrzeć sobie w lustro.
Ktoś inny zawsze daje z siebie wszystko, pracuje na bardzo wysokich obrotach. Chce zawsze wygrywać. Jest nieugięty, ma inteligencję i instynkt, których nie waha się używać. Jego talent i wiedza mają rozmach. Szkopuł w tym, że mają taki format, że po drodze innych onieśmielają, naruszając ich przestrzeń, zapraszając „niechcący” do wniosków, że coś z nimi nie tak, że są jacyś wybrakowani. To się dzieje mimochodem. Taki może być efekt uboczny nadużywania mocnych stron. Można mieć dobre intencje. Można chcieć dobrze. Tylko dobrymi intencjami piekło wybrukowane. „Człowiek musi czuć pewien respekt przed swoim talentem”, zarządzać nim oszczędnie w trosce o siebie i innych, wsłuchując się w swój głos wewnętrzny, swojego Anioła Stróża ego, który daje kuksańca w bok i mówi „Pilnuj się!”. Uwaga tylko na krzykacza ego, które szybko może zagłuszyć ten głos, podpowiadając, że to inni są niedojrzali, niewdzięczni, kalecy. Rozpasane ego pochłonięte obwieszczaniem światu swojej wyjątkowości zabija talent. Nie sądzisz? Z drugiej strony niedobór ego też talentowi nie służy. Nadmiarowość powściągliwości i działanie w trybie stand-by potrafią szybko talent w kozi róg zapędzić. Złoty środek? Proporcje. Proporcje są piękne, tak to widzę. A Ty?
Nasze mocne strony są atrakcyjne, są afrodyzjakiem. Bawmy się nimi. Pielęgnujmy je dążąc do mistrzostwa, nie piłujmy w kółko tych słabych. Nie będziemy zaliczać kolejnych stopni wtajemniczenia Excela, naszej pięty Achillesa, jeśli w tym czasie możemy szlifować swoje talenty. Byle z tym szlifowaniem nie przedobrzyć. A o to nietrudno, bo narkotyczna potrzeba wygrywania za wszelką cenę zawsze i wszędzie asami chce grać. Trzymajmy asy w rękawie i wyciągajmy je mądrze. A Ty, czy nie nadużywasz swoich mocnych stron? Jeśli tak, może nie każdy jest gotowy na tę ilość?
Czy naprawdę znasz swoje mocne strony? Czy potrafisz je nazwać? Odkrywaj swoje mocne strony. Wykorzystuj je do maksimum, bez nich byłbyś nijaki. Ale też bądź minimalistą, nie graj cały czas najlepszymi kartami, bo ryzykujesz przegraną. A może już kiedyś przegrałeś jakieś rozdanie grając, o ironio (!), asami. I co z tym zrobiłeś? A co jeśli w ten sposób wygrałeś los na loterii, przegrałeś po to, żeby wygrać grę, żeby zdobywać nowe asy do swojej talii? Chyba że otrzepałeś się z kurzu i poszedłeś dalej grać asami, starymi.
W punkt! Fantastyczne spostrzeżenia. Potrzebowałam tego jak lekarstwa. Jestem właśnie na etapie wycofania się z relacji z osobą, która to gra wyłącznie asami. Niestety uległam swoim emocjom. Zaplątałam się we wlasne emocje. Czułam, że męczę się z takim graczem.
Pani rozważania o umiarze utwierdziły mnie, że jednak ze mną nie jest do końca źle😁😉. Umiar, umiar i jeszcze raz umiar. Życie i tak swoje zweryfikuje.
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo przyjemnie tu u Pani😊
Z każdą dobrą radą jest tak, że w pewnych okolicznościach lepsze jest jej przeciwieństwo, czyli w sumie umiar i dostosowywanie się do warunków gry. Gra połową talii może już nie onieśmielać jednego gracza, ale zacząć nudzić drugiego. Jakby wszyscy profilaktycznie grali samymi blotkami dla komfortu innych (albo np. przez własny kompleks), to by nawet nie wiedzieli, że ominęła ich pasjonująca rozgrywka. W sumie jednak bardzo celne spojrzenie pod tym kątem :).