Szansa na inaczej

Potykający się w działaniu, w relacjach. Ludzie. Popełniający błędy, zaliczający wpadki i upadki, a z nimi mniej lub bardziej bolesne straty. Spokoju, relacji, dobrego myślenia o sobie, reputacji, zysków. Niedoskonali, a jednocześnie silni na tyle, że mimo tego że poobijani wstają i idą dalej. Ludzie są silni i podnoszą się. Albo i nie. Organizacje są silne i podnoszą się. Albo i nie (nie podniosą się bez ludzi). Tak jak nie ma porażki bez straty, nie ma też porażki bez szansy. Na samopoznanie, na poznanie innych. Na osobiste wycieczki w rejony, w które wcześniej się nie wybieraliśmy. Czasem na zdefiniowanie na nowo swojej tożsamości. Buddyjska mądrość powiedziałaby, że na znalezienie swojego skarbu, który możesz odnaleźć tam, gdzie się potkniesz. Wreszcie potykając się, zyskujemy szansę na to, żeby zrobić coś inaczej. Inaczej, czyli jak? I czego nam potrzeba, żeby spróbować czegoś inaczej? Żeby wykorzystać okazje, bo czy życie i biznes nie polegają na maksymalizowaniu okazji?
Czy ludzie uczą się na błędach? Jedni się uczą, a drudzy nie. Mamy też taką moc, że możemy skutecznie zmniejszać szanse na naukę drugiej osobie, wkładając ją w szufladkę „głupi”, „bezmyślny” i podsycając w niej poczucie winy, zabójcę w białych rękawiczkach. Kiedy ludzie są za błędy atakowani, sprowadzani do parteru, osądzani, nie sprzyja to uczeniu się, co najwyżej ucieczce od myślenia i skumulowaniu energii na samoobronę. To siłowe rozwiązanie jest kosztowne. Dla nadawcy i dla adresata. I nie chodzi bynajmniej o cukrzenie, pobłażanie czy przytulanie, kiedy ktoś popełnia błąd, chodzi raczej o to, aby ten błąd zauważać i nazywać go mądrze w taki sposób, żeby to nie obróciło się to przeciwko nam i żeby pomóc drugiej osobie się uczyć. Tym samym zwiększyć szansę na to, że ktoś spróbuje inaczej. W pracy z ludźmi o zwiększaniu szans mówimy zawsze. Tutaj kontrola jest iluzją.
Żeby uczyć się na własnych doświadczeniach potrzeba współdziałania wielu składników. Potrzeba odnaleźć się w swoich emocjach, przepracować je, przemilczeć, porozmawiać z nimi i o nich. Sednem radzenia sobie z porażką są emocje. Zmierzenie się z rzeczywistością po wpadce to emocjonalny roller coaster. Pojawiają się trudne emocje, które nie dadzą się zamieść pod dywan. Smutek, wstyd, poczucie winy, złość. Są po coś. W refleksyjnym smutku zatrzymuję się, żeby zebrać siły na później, złość daje energię do działania, wstyd zaprasza mnie do odsłonięcia się przed samym sobą. W wyjątkowy sposób wspiera nas uczucie nadziei. Nadziei nie czekającej z założonymi rękami na cudowny zwrot akcji, ale dopingującej nas do tworzenia okazji na sukces i motywującej do samodyscypliny. Ta ostatnia jest bezcenna, bo „kiedy ją masz, wszystko się uda, jeśli nie, nic ci nie wyjdzie.” Szansie na inaczej sprzyja też pokora. Pełna siły, spokoju i harmonii. Obserwuję ludzi i widzę, że pokora działa na innych ludzi. Ludzie reagują na nią dobrze. Przywództwo pełne silnej pokory jest bezkonkurencyjne. Wyróżnia tych wielkich. Pokora leczy chore ego, które przedawkowało ze skupieniem na sobie. Pozwala nam na to, aby nie brać siebie zbyt na poważnie, być wystarczająco dobrym liderem, przyjacielem, partnerem. Pokora trzyma wysoko głowę, ale daleko jej do pychy i próżności. Potrzebujemy jej, żeby się rozwijać. Bez niej stoimy w miejscu, a może nawet się cofamy. Pokora zaprasza nas do tego, aby wziąć odpowiedzialność za siebie, nie rozglądać się wokół w poszukiwaniu winnych, kiedy coś poszło nie tak, a raczej motywuje do tego, aby zadać sobie pytania „Co zrobię inaczej?”, „O co w przyszłości zadbam?”. Pokory potrzebujemy, żeby zaprosić innych do swojego świata. Powiedzieć, że potrzebujemy wsparcia. Przyznać się do błędu i być w trudnym doświadczeniu dla siebie życzliwym. Pokora szepce do ucha, aby powiedzieć na głos „nie wiem” czy „nie potrafię”. Usłyszałam kiedyś „To ja już nic nie wiem…” od lidera biznesu, który uczył się patrzeć inaczej. Był to wybitnie rozwijający moment. Dla tej osoby. I dla mnie.
Nie sposób być otwartym na radzenie sobie z porażką, kiedy nie dajemy sobie prawa do popełniania błędów. „Mam prawo do popełniania błędów”, powiedziane w ciszy, na głos, do samego siebie, daje moc. Przez gardło niektórym to nie przechodzi, a tu jeszcze potrzeba w to uwierzyć. Nie pozostaje nic, tylko trenować. Przyłapywać się na momentach, kiedy sobie to prawo odbieramy, i wybierać inaczej. Może czasem spróbować się zdystansować. Straciłem twarz, co oni o mnie teraz myślą? Jeśli myślisz, że myślą, to może poczujesz ulgę wiedząc, że wcale nie myślą, a już na pewno nie rozmyślają o Tobie tak intensywnie, jak Ty sobie to wyobrażasz. Jesteś w centrum swojego wszechświata, i tylko swojego. Inni ludzie siebie, nie Ciebie, lokują w centrach własnych światów i są zajęci bardziej sobą niż Tobą.
Japońskie przysłowie mówi „Upadnij siedem razy, a podnieś się osiem.” Dodałabym, że upadając mamy szansę na to, aby skalibrować swoje działanie i wykorzystać szansę (na inaczej). Możemy też ją roztwonić i z uporem maniaka robić w kółko to samo. Nie zmieniając nic, raz po raz strzelając kulą w płot. Wszystko jest kwestią wyboru.
Prawda. Nie ma lidera bez ludzi, ich energii i siły. Lidera wybierają… ludzie. Dziękuję Beato za Twój komentarz ❤
Tradycyjnie w sedno moich przemyśleń. Jak ty to Bogusia robisz, że piszesz właśnie o tym o czym chcę poczytać … Dziękuję
Cieszę się, że udaje nam się spotkać. Dziękuję!
Piękne słowa Bogusiu ❤️
Jakże cenne uwagi gdy chcemy pracować nad samym sobą oraz rozwijać zespół, bo przecież bez ludzi nie byłoby Liderów prawda?
Inspiruj nas dalej proszę!
Bogusiu dziękuję! Biznesowo i osobiście bardzo Ci dziękuję za ten wpis. Doskonałe przemyślenia dla osób na rozdrożu, dające odwagę do wypowiedzenia głośno, „przez rozum”, decyzji, którą serce (z reguły) podjęło już dawno. Bezcenne rady dla liderów, którzy swoją postawą mają tak ogromny wpływ na zespól i otaczającą go rzeczywistość.